Adoptowaliśmy z mężem naszego mruczka, po czym zupełnie niespodziewanie kilka dni póżniej dowiedzieliśmy się, że jestem w ciąży. Lili, bo tak nazwaliśmy kotkę nie opuszczała mnie przez całą ciążę, kładła się wszędzie tam gdzie ja przy moim rosnącym brzuchu, nawet jeśli na kanapie zostały tylko dwa wolne centymetry! Jak urodziłam córkę wszystko się zmieniło. Mała Kornelia od momentu, w którm została przyniesiona przez nas ze szpitała po trzech dniach od narodzin została jakby "adoptowana" przez kotkę. Pierwsze słowo naszej córki nie brzmiało "mama", nie brzmiało też tata, ale brzmiało "koj, koj".