Bura kotka lat 5- MYSZA się zwie. Mysza ( pieszczotliwie Myszka, Mysiu Ptysiu, Zołza, Królowa, Myszka Kiszka etc.) została zaadoptowana przeze mnie ze schroniska. Same kości i skóra, strach było ją brać na ręce by nie połamać! W schronie miała małe szanse na przeżycie ( miała 4 miesiące była chora i nie można było jej doleczyć), ale po kilku wizytach u weterynarza, zaczęła tyć i tyć i tyć, aż milej było ją głaskać i dotykać. A że początkowo spała mi na szyi, tudzież twarzy- nie było to zbyt przyjemne uczucie ( wiecie kości wbijające się w oko, albo tętnicę ;) ) Ale Mysza tym swoim spaniem "na mnie" pomagała mi też czuć się lepiej. Adoptowałam ją ze schroniska, bo potrzebowałam kumpla w wychodzeniu z depresji. Więc razem, wspólnymi siłami, ona tyła a ja wracałam powoli do życia. Na czym polega jej "najfajniejszość"? Na tym, że czuje gdy moje samopoczucie jest gorsze, zawsze reaguje tak samo - kładzie się przy mnie. W nocy gdy nie mogę spać, śpi przy mnie. Gdy się budzę, ociera się o głowę. A i skacze na 1,5 metra wysokości by upolować szynkę. A jeśli o polowaniu mowa- łapie muchy, insekty i pająki jak specjalista. Gdy pracuję przy komputerze- siedzi na kolanach i obserwuje monitor. Gdy palę w kominku- siedzi przed kominkiem i obserwuje płomienie. Najfajniejszość to też fakt, że mój mąż pokochał ją tak jak ja. ( wcześniej nie lubił kotów). Dałby się teraz za nią pokroić i oczywiście jego zdaniem to jego kot!